Jeden z poznańskich strażaków opowiedział w rozmowie z Gazetą Wyborczą jak wyglądała akcja w kamienicy, w której doszło do wybuchu.
Według strażaka, który chce zachować anonimowość pierwsi strażacy nie byli w stanie zlokalizować źródła pożaru, dlatego podjęto decyzję o zadysponowaniu zastępów z kolejnej jednostki ratowniczo – gaśniczej.
Nie czekają na ich przyjazd do budynku weszło trzech strażaków. Podczas przeszukiwania piwnicy doszli do drzwi pomieszczenia, w którym znajdował się serwis akumulatorów. Przed wejściem dostali od właściciela klucze, ale nie pasowały.
W drzwiach były dwa okienka: na górze i na dole. Stwierdzili, że najpierw stłuką jedno z nich, żeby nie wyważać całych drzwi. Zbili okienko na dole, bo było łatwiej. Za okienkiem, w pomieszczeniu, stały torby z akumulatorami. Wyciągnęli je na zewnątrz, bo zasłaniały widok. Zajrzeli do środka, zaświecili latarkami. I to, co jest największym zaskoczeniem: dymu było bardzo mało. To ich zmyliło – opisał rozmówca “GW”.
Jeden ze strażaków zauważył, że przez wybite okienko zasysane jest powietrze. Krzykną do dwóch pozostałych, żeby uważali. Po chwili doszło do eksplozji, strażaka, który w porę zdążył odsunąć się od drzwi odrzuciło i zamroczyło, dwóch pozostały znalazło się pod gruzami zniszczonej kamienicy.
To, co wydarzyło się w piwnicy, wymyka się naszej wiedzy. Nie znamy takiego przypadku na świecie. Nie przerabialiśmy go na żadnym szkoleniu – powiedział strażak.
Zginęło dwóch strażaków w wieku 33 i 34 lat, jedenastu zostało poszkodowanych.