W ciągu ostatniej dekady lasy w Polsce, niezależnie od formy własności, płonęły ponad 73 tys. razy. Z dymem poszło łącznie około 30 tysięcy hektarów. W lasach państwowych rozpoczął się już sezon wzmożonej czujności.
Jak wynika z oficjalnych statystyk, na terenach zarządzanych przez LP w latach 2011 – 2020 powstało niemal 25 tys. pożarów o łącznej powierzchni 6049 ha, powodując stratę ok. 39 mln zł. – Wbrew pozorom są to całkiem niezłe informacje – podkreśla Jan Kaczmarowski, specjalista z Wydziału Ochrony Lasu Dyrekcji Generalnej Lasów Państwowych. – Dzieląc przez siebie obie wartości okazuje się, że przeciętny pożar lasu w państwowych lasach ma powierzchnię równą 0,25 hektara – to świetny wynik i realny wskaźnik efektywności naszego systemu ochrony przeciwpożarowej! – dodaje.
Specjalista z Wydziału Ochrony Lasu wyjaśnia, skąd się wzięły te liczby i kto ma jaki wkład w pożarowy bilans w lasach. Najbardziej rozgrzaną regionalną dyrekcją jest RDLP w Katowicach. Śląscy i opolscy podpalacze dali się we znaki tamtejszym leśnikom. W nadleśnictwach zarządzanych przez katowicką dyrekcję LP w ciągu ostatnich lat wybuchło 3110 pożarów.
To prawie 25 razy więcej niż w przyległej dyrekcji krakowskiej, która zamyka tabelę z najniższym wynikiem.
– Na terenie konurbacji górnośląskiej i województwa śląskiego na jednego człowieka przypada trzykrotnie mniej lasu niż w pozostałej części kraju (Śląsk 0,08 ha/os., reszta kraju ok. 0,24 ha/os.) – tłumaczy Krzysztof Boruń, pożarnik z RDLP w Katowicach.
Co powoduje, że dwie sąsiednie dyrekcje – katowicka i krakowska – znajdują się na antypodach palności? Jak podkreśla Wojciech Skupień, zajmujący się ochroną lasów w RDLP Kraków w tamtejszej dyrekcji pożary „nie mają łatwego życia”.
– W naszej dyrekcji jest duży udział gatunków liściastych, największe w Polsce opady atmosferyczne, a także długość zalegania pokrywy śnieżne w górach. Nie ma ich też, komu wywoływać, bo drzewostany poza Krakowem, Tarnowem i Nowym Sączem znajdują się w sąsiedztwie mniejszych miejscowości, gdzie co drugi mieszkaniec należy do ochotniczej straży pożarnej – wylicza Skupień.
Jak wyglądają pożarowe statystyki pożarowe z poziomu nadleśnictw? W 430 nadleśnictwach (obecnie jest ich 429) w ciągu 10 lat łącznie zanotowano 24595 pożarów.
Przeciętnie w każdym nadleśnictwie podczas sezonu wybuchło sześć pożarów, a w ciągu dekady 57. To są jednak średnie wartości, gdyż u rekordzisty tyle pożarów powstaje w ciągu roku! Najwięcej pożarów w ciągu ostatnich 10 lat wybuchło na Kujawach w Nadleśnictwie Włocławek (RDLP w Toruniu). Tam ogień niszczył lasy ok. 500 razy, czyli wybuchło aż 2 proc. wszystkich pożarów w Lasach Państwowych.
– To absolutny, niechlubny rekord – podkreśla Jan Kaczmarowski. – Tych 497 pożarów, to 9-krotnie więcej niż w statystycznym nadleśnictwie. Na terenie tylko tego jednego nadleśnictwa powstało więcej pożarów niż w łącznie w dwóch regionalnych dyrekcjach – krakowskiej i krośnieńskiej w analizowanym okresie – mówi.
Jak podkreśla Przemysław Jagiełło, nadleśniczy Nadleśnictwa Włocławek w sezonie pożarowym, kiedy są wysokie temperatury i niewielkie opady, funkcjonowanie nadleśnictwa całkowicie jest podporządkowane sprawom związanym z ochroną przeciwpożarową. Jednym z powodów tak wysokiej liczby pożarów w tym nadleśnictwie jest m.in. skład gatunkowy tamtejszych lasów, gdyż są to bory sosnowe porastające suche piaski.
Kolejnym powodem jest położenie w pobliżu dużego miasta. – Nasze lasy w całości otaczają stutysięczne miasto i jest jedynym nadleśnictwem, które „obsługuje” tutejszych mieszkańców. Na terenie naszej dyrekcji są dwa większe miasta – Toruń i Bydgoszcz. Otaczają je po trzy, cztery nadleśnictwa, więc obciążenie się rozkłada. Jednak nawet po zsumowaniu pożarów w obrębie poszczególnych miast okazuje się, że liczba zdarzeń jest zdecydowanie mniejsza niż w naszym przypadku – analizuje sytuację nadleśniczy. – Jeżeli do tego dodam, że w całej regionalnej dyrekcji nasze nadleśnictwo odnotowuje od lat największą liczbę kradzieży drewna i zdarzeń związanych ze szkodnictwem leśnym, to dochodzę do smutnych wniosków, że problem niestety tkwi w mieszkańcach – podkreśla.
W ostatnim czasie pojawiło się także nowe, groźne zjawisko. Są to nocne pożary w lasach. Związane jest to z nielegalnym procederem wyrzucania do lasu, a następnie podpalania śmieci pochodzących z demontażu aut. Są to odpady, których nie da się sprzedać, a ich utylizacja jest kosztowna. – Sprawcy pozostawiają po sobie niekontrolowany ogień rozprzestrzeniający się po ściółce przez całą noc. Najczęściej dopiero w godzinach rannych dowiadujemy się o zdarzeniu i przystępujemy do akcji – wyjaśnia nadleśniczy z Włocławka.
Są też takie nadleśnictwa, w których przez ostatnie 10 lat nie wybuchł żaden pożar. Głównie są to nadleśnictwa położone w górach np. Komańcza i Stuposiany (RDLP Krosno).
Wspomniane wcześniej RDLP w Katowicach wiedzie prym nie tylko pod kątem liczby pożarów, ale także całkowitej powierzchni spalonej. Jest to jedyna regionalna dyrekcja, w której łączny areał pożarzysk w dekadzie przebił pułap 1 tys. ha. I jest to przekroczenie o ponad 280 ha. Dla porównania aż w sześciu regionalnych dyrekcjach pożary z dekady strawiły mniejszą powierzchnię (242 ha Szczecinek, 224 ha Białystok, 159 ha Piła, 135 ha Krosno, 133 ha Gdańsk, 55 ha Kraków). Natomiast drugi w kolejności Wrocław kończy dekadę z wynikiem o połowę niższym, czyli 633 ha. Średnio w nadleśnictwie obszar, jaki ulegał spaleniu wyniósł 14 ha.
Są tylko trzy nadleśnictwa, w których ogień, w analizowanym okresie, objął ponad 100 hektarów. Największe powierzchniowe pożary wybuchły w nadleśnictwach Złoty Potok (171 ha) i Gidle (110 ha), są to dwa sąsiadujące ze sobą nadleśnictwa z terenu RDLP w Katowicach. To tam jest duża liczba prywatnych lasów, w których często nie ma odpowiedniej infrastruktury przeciwpożarowej.
Na szczęście duże pożary (powyżej 10 ha) nie są częste w naszym kraju. W minionej dekadzie tylko 24 rozprzestrzeniły się na tyle, by osiągnąć takie rozmiary. Ich łączna powierzchnia wyniosła 611 ha. Oznacza to, że promil wszystkich pożarów odpowiada za 10 proc. spalonej powierzchni. Na tym właśnie polega ich niebezpieczeństwo. Na szczęście zdarzają się lata bez dużego pożaru (np. 2011 i 2017).
Były też i dni, gdy powstały aż cztery jednocześnie (23 kwietnia 2019 r. w nadleśnictwach: Płońsk 34 ha, Szczecinek 12 ha, Opoczno 48 ha i Dąbrowa 32 ha). Zjawisko to jest obserwowane praktycznie w całym kraju. W niemal wszystkich regionalnych dyrekcjach LP w minionej dekadzie wybuch przynajmniej jeden duży pożar.
Szczególną uwagę zwraca statystyka Nadleśnictwa Trzebież (RDLP Szczecin), gdzie przy prawie 200 interwencjach gaśniczych, kończą dekadę z przeciętną dla pojedynczego pożaru na poziomie 0,03ha!
Pięciokrotnie większe pożary szalały na terenie RDLP w Lublinie. Ich przeciętna powierzchnia wynosi 0,55 ha. I choć w ostatnich dwóch latach zdarzyły się tam aż trzy duże pożary, to nawet po wyłączeniu ich ze statystyk Lublin wciąż góruje nad pozostałymi dyrekcjami Lasów Państwowych.
Pocieszające jest to, że zarówno liczba pożarów jak i spalona powierzchnia maleje w stosunku do ubiegłych dekad. W poprzedniej dekadzie (lata 2001 – 2010) w wyniku 38 tys. pożarów w LP spłonęło dwukrotnie więcej lasu niż w ostatnim dziesięcioleciu. Z kolei w latach 1991 – 2000 zdarzeń było aż dwa razy więcej i objęły one dziewięciokrotnie większą powierzchnię. Choć każdy spalony hektar lasu to tragedia, to biorąc pod uwagę trendy ostatniego trzydziestolecia można spojrzeć na te dane z pewnym optymizmem.
Źródło: Lasy Państwowe