Strażacy z Poznania wiedzieli, że w kamienicy na Jeżycach działa serwis akumulatorów, bo sami korzystali z jego usług – podała w poniedziałek Gazeta Wyborcza.
W kamienicy, w której doszło do pożaru i wybuchu, wskutek czego zginęło dwóch strażaków działała firma zajmująca się naprawą/serwisem baterii i akumulatorów. Według ustaleń GW cztery piwnice budynku zostały nielegalnie przerobione na jedno pomieszczenie dla serwisantów, były również schody, wykute nielegalnie.
Według byłego pracownika firmy, zapłony akumulatorów zdarzały się kilka razy w tygodniu. Serwisanci wrzucali je wtedy do wiadra i przysypywali piaskiem.
Okazało się, że z usług firmy korzystali również poznańscy strażacy. Firma Lupo na zlecenie strażaków kilka razy w ciągu ostatnich lat przeprowadziła regenerację akumulatorów latarek i Survivor LED.
My jako strażacy zawoziliśmy tam faktycznie latarki do naprawy, zostawialiśmy latarki w biurze obsługi klienta na parterze i odbieraliśmy je naprawione. My nie wiemy, w jakim miejscu i gdzie te latarki były naprawiane. Nie wiedzieliśmy, że firma obejmuje swoim zasięgiem również pomieszczenia piwniczne. Uszczegółowiając, nie mieliśmy takiej wiedzy o bateriach w piwnicy, mieliśmy wiedzę, że działa tam legalnie działająca firma, która znajduje się na parterze – skomentował rzecznik poznańskich strażaków w rozmowie z TVN24.
Według zastępcy Wielkopolskiego Komendanta Wojewódzkiego PSP Tomasza Wiśniewskiego straż pożarna nie kontrolowała tego serwisu akumulatorów.