W najnowszym numerze Przeglądu Pożarniczego znalazł się wywiad z Komendantem Głównym Państwowej Straży Pożarnej nadbryg. Andrzejem Bartkowiakiem.
W poprzednich wywiadach podkreślał pan, że nie rzuca słów na wiatr. Dowodem tego są z pewnością przyjęte zmiany wizerunkowe, finansowe i organizacyjne w naszej formacji. Czy to oznacza koniec pewnej ery?
Przechodząc do Komendy Głównej PSP, miałem w głowie dużo pomysłów, ale nie spodziewałem się, że niełatwo będzie przeprowadzić zmiany. W dodatku po drodze sprawę skomplikowała nam pandemia. Udało się jednak wprowadzić wiele z tego, co zapowiadałem. Uważam za wielki sukces fakt, że mamy nowe legitymacje, mundury, zmiany organizacyjne w Komendzie Głównej PSP, które usprawnią pracę, zaakceptowany dodatek funkcyjny, a w dalszej perspektywie kolejne korzystne zmiany w naliczaniu uposażeń.
W Polsce od zawsze mundury straży były ciemne i mundury wyjściowe takie pozostaną. Ale powołany przez pana zespół zdecydował się na bardzo odważny krok – zmianę koloru munduru codziennego i likwidację niektórych sortów. Nie obyło się bez emocji, nie wszystkim się to spodobało. Spróbuje pan przekonać nieprzekonanych?
Zmiana jest epokowa, to prawda. I wiem, że pojawiają się pytania, wątpliwości, czy to dobry kierunek. Trudno przy tym dyskutować z opinią, że te mundury się brudzą. Owszem, brudzą się – tak samo jak i ciemne, tylko na tych drugich nie widać brudu. Zatem jasny kolor skłoni strażaków do staranniejszego dbania o higienę, która jest bardzo istotna nie tylko ze względów wizerunkowych, lecz także z punktu widzenia profilaktyki nowotworowej. Uważam też, że zastosowane w mundurach materiały są o wiele wygodniejsze niż dotychczasowe. Rozporządzenie wprowadza ponadto inne pozytywne zmiany, np. lekkie spodnie do lekkiej kurtki bojowej. Poprawią one z pewnością komfort pracy strażaków podczas zdarzeń w upalne dni. Przygotowujemy się do opisu przedmiotu zamówienia, tak by operacja wymiany mundurów przebiegła jak najsprawniej.
Rozporządzenie mundurowe regulujące zmiany to dopiero pierwszy krok, bo na wymianę mundurów przewidziano aż 12 lat. Skąd taki długi okres i czy nie obawia się pan, że ta zmiana zaburzy spójność wizerunku formacji?
Pisząc rozporządzenie, nie wiedzieliśmy jeszcze, jakimi środkami będziemy dysponowali. Przyjęliśmy 12 lat, a że to rzeczywiście długi okres, niektórzy zrobili sobie z tego żarty. W rzeczywistości wiem, że wymiana nastąpi dużo szybciej. Myślę, że za 3 lata wszyscy już będziemy mieli nowe ubrania. W ustawie rozwojowej na ten cel przeznaczono 100 mln zł, a poza tym w każdym budżecie mamy zapewnione środki na umundurowanie. Pisząc prawo, trzeba przewidzieć wszystkie, nawet najgorsze scenariusze. Przetargi będą przeprowadzały województwa. Zamierzamy kłaść duży nacisk na jakość. Ktoś kiedyś powiedział, że biednego nie stać na oszczędzanie, musi kupić raz, a porządnie i też jestem tego zdania. Pójście na skróty nie wchodzi w grę. Będę wyciągał konsekwencje służbowe wobec osób, które zamierzają oszczędzać na ubraniach kosztem ich jakości.
Podoba mi się pomysł spodni dla kobiet do munduru wyjściowego. Kolejna zmiana u kobiet to rogatywka zamiast kapelusza. Zanikają tym samym elementy podkreślające płeć. Skąd taki pomysł?
Kobiety są tak samo ważną częścią Państwowej Straży Pożarnej, jak mężczyźni. Mało tego, coraz częściej bywają dużo sprawniejsze – fizycznie i intelektualnie. Nie zamierzam nikomu robić afrontu, ale przykładem są podchorążowie na pierwszym roku SGSP. W ich gronie jest osiem pań, które fenomenalnie przeszły Zamczysko (zgrupowanie kandydackie – przyp. red.). Nie wykruszyła się żadna z nich, a kilku panów odpadło po drodze. Uważam, że są wzorem do naśladowania dla innych. Mam nadzieję, że zostanę pierwszym komendantem, który powoła kobietę na bardzo ważne stanowisko w PSP. Chcemy, żeby panie miały możliwość rozwoju i awansu. Zatem ujednolicenie umundurowania jest oznaką szacunku i podkreśleniem równoprawności pań w służbie. Poza tym wspomniane spodnie do munduru wyjściowego są jedynie alternatywą do spódnicy i wcale jej nie zastępują. Te rozwiązania, jak i wprowadzenie rogatywki zamiast kapelusza, to zresztą realizacja postulatów kobiet, które oczekiwały takiej możliwości.
Tak się złożyło, że do nowych mundurów mamy nowe legitymacje służbowe. Czy będzie to jedynie przejście z papierowej książeczki na plastikową kartę, czy też wykorzystamy nowe możliwości technologiczne do zapisania na niej dodatkowych warstw informacyjnych, np. grupy krwi, uprawnień strażaków?
Legitymacje papierowe nijak nie przystawały do wizerunku nowoczesnej formacji, jaką jesteśmy. Obecna legitymacja jest bardzo prosta, jej treści ograniczyliśmy do niezbędnego minimum. Ma numer ewidencyjny nadany każdemu z nas, do tego zdjęcie, odpowiednie zabezpieczenia, nic więcej nie trzeba. Myślimy nad tym, by można było umieścić legitymację w aplikacji mObywatel, wtedy nawet nie trzeba będzie jej nosić, wystarczy telefon. Jesteśmy w trakcie przygotowania SWZ do przetargu, by wymienić legitymacje wszystkim od razu.
To nie koniec zmian. Pojawił się dodatek funkcyjny. Miał on być głównie formą uznania dla pracy pracowników ośmiogodzinnych, którzy z przyczyn oczywistych mają mniejsze możliwości dodatkowego zarobkowania, a często charakter ich zadań wymaga ponadnormatywnego czasu służby. We wcześniejszych rozmowach wspominał pan, że to dodatkowe narzędzie motywacyjne. Jak radzi je pan wykorzystać przełożonym?
Byliśmy jedyną służbą, która go nie miała. A nie uważam, że jesteśmy w czymkolwiek inni lub gorsi od pozostałych służb. To był mój bardzo mocny argument. I rzeczywiście, mieliśmy niewiele możliwości docenienia ludzi, którzy często wykonują mrówczą pracę w systemie ośmiogodzinnym i są na pojedynczych jednoosobowych stanowiskach. Niestety niektórzy wciąż zapominają, że bez kadrowca, księgowej, kwatermistrza, prewentysty nasza formacja nie będzie dobrze funkcjonowała i trzeba to sobie wbić do głowy raz na zawsze. Stąd też jednolite umundurowanie, dość podziałów! Rzecz jasna zależało mi również na tym, żeby dać komendantom oręż w wyróżnianiu ludzi dodatkiem funkcyjnym, który wynosi do 70% uposażenia i jest wliczany do emerytury. To wielka wartość dodana.
Jednak strażacy obawiają się, że pozostanie jedynie niezrealizowaną możliwością w sytuacji, gdy budżety komend są skromne.
Zapytam więc: czy kiedy zaczynaliśmy przygodę z nadgodzinami, to od razu były na nie pieniądze? A z dodatkiem motywacyjnym? Też nie, a każdy z nas się z nim zetknął. Tak samo będzie z dodatkiem funkcyjnym. Z pewnością nie od razu, ale po to w ostatniej podwyżce zostawiliśmy komendantom 74 zł brutto do dyspozycji, żeby mogli z nich uhonorować tych, którzy na to zasługują. Każdy komendant musi przeprowadzić u siebie przegląd finansowy, usiąść z księgową i wyróżnić te osoby, które ten dodatek przyjmą.
Dodatek jest wariantywny, można więc pozostać przy dodatku służbowym i możliwości nadgodzin, albo wybrać tylko dodatek funkcyjny. Czy rekomenduje pan któryś z nich?
Rekomenduję dodatek wszystkim tym, którym się to po prostu opłaca. Jeśli ktoś generuje dużo nadgodzin, nie będzie to dla niego korzystne. Każdy powinien sam przekalkulować swoje zarobki i wybrać. Był pomysł, żeby ustanowić dodatek nie od stanowiska dowódcy zastępu, lecz od dziesiątej grupy. Uważam jednak, że trzeba dać każdemu możliwość wyboru. To w miarę sprawiedliwe rozwiązanie. Nie jesteśmy pewnie w stanie zadowolić wszystkich, zawsze się znajdą malkontenci, którzy wypisują różne bzdury, nie znając dobrze przepisu albo intencji. Jestem przekonany, że za jakiś czas wszyscy uznają to za dobry pomysł.
Wysokość dodatku służbowego jest sprawą uznaniową, funkcyjnego też taką pozostanie. Czy nie uważa pan, że należałoby ustalić jednolite kryteria wysokości przyznawanych dodatków służbowych i funkcyjnych? Jakie to wtedy mogłyby być kryteria?
Konia z rzędem temu, kto to wymyśli. Każdy z nas jest inny, mamy swoje wady, zalety, różne kompetencje. Pewnie rozwiązaniem byłyby tak zwane widełki. Powołałem zespół, który pracuje nad nowym przepisem kwalifikacyjnym. Jego ideą jest wypracowanie rozwiązania umożliwiającego strażakom rozwój pionowy i poziomy. Dzisiaj widzimy gonitwę, żeby pójść do szkoły tylko dlatego, by dostać większą grupę i pieniądze. Czas to przemodelować. Niełatwe to zadanie. Zespół jest złożony z bardzo doświadczonych ludzi, z różnych miejsc w kraju, na pewno wypracują dobre rozwiązanie. Uważam, że to będzie fundamentalna zmiana, wychodząca naprzeciw potrzebom, która wreszcie napisze ścieżkę kariery dla każdego strażaka.
PSP otrzyma w przyszłym roku nowe etaty. Jak zamierza je pan podzielić? Zwiększyć minimalną obsadę zmiany służbowej do ośmiu osób, wzmocnić administrację, czy też ma pan inny pomysł?
W sumie w 4 lata otrzymamy 750 etatów. Na pewno kilka z nich trafi do Komendy Głównej PSP w związku z restrukturyzacją, kilka do Szkoły Podoficerskiej w Bydgoszczy, bo to szkoła z najmniejszą liczbą etatów, a działa fenomenalnie, kilka do pionu prewencji, bo tam są duże potrzeby. A reszta rozłoży się na kraj, jako wzmocnienie systemu operacyjnego, żeby dojść do poziomu ośmiu ludzi na zmianie. To zupełne minimum. Dowodziłem ludźmi i wiem, że kiedy ma się sześcioosobową zmianę, to niewiele można zdziałać. Przekonanie szefów o słuszności tego wsparcia poczytuję sobie za wielki sukces. Ale też łatwiej ich przekonywać, kiedy widzą, jak pracują nasi ludzie, a służymy naprawdę wyjątkowo dobrze. Widzi to cały świat po naszych misjach zagranicznych i widzi cały kraj. Jesteśmy po prostu tam, gdzie nas potrzebują. Dzisiaj trzeba spojrzeć na PSP i OSP inaczej, nowocześniej, jak na formacje w służbie ochrony ludności. To nasze zadanie. Pomagamy w coraz to nowych obszarach, jak np. przy pandemii. Za chwilę otwieramy w SGSP nowy kierunek – ratownictwo medyczne. Będziemy dążyć do tego, co zadeklarowałem kiedyś – 10 000 ratowników medycznych w PSP.
Czy to oznacza, że zmierzamy do przejmowania zadań od Państwowego Ratownictwa Medycznego?
Nie zmierzamy w tym kierunku. Będziemy uzupełnieniem na czarną godzinę, a poza tym chcemy sobie zapewnić w naszej formacji zabezpieczenie medyczne. Po to właśnie, żebyśmy nie musieli angażować PRM do takich zadań, jak akcje gaśnicze, poszukiwania na gruzowiskach, akcje nurkowe czy inne. Tam będzie nasza karetka. Wtedy zaś, kiedy w PRM zabraknie ludzi czy sprzętu, a w małych powiatach to się może zdarzyć szybko, będziemy oczywiście częścią tego systemu. Nie możemy odwrócić się plecami, udawać, że nas nie ma. I tak wtedy jeździmy do zdarzeń, tylko że dużymi samochodami, a teraz będziemy mieli lepsze, bo karetki.
Idea „karetka w każdym powiecie” nabiera już konkretów?
Szczegóły znajdą się w planowanej ustawie o ochronie ludności. Nie mogę ich zdradzać, bo nie mam takich plenipotencji. Powiem tylko, że to obiecujące rozwiązania.
Zmiany objęły także Komendę Główną PSP. Mamy nowy statut i regulamin organizacyjny. Dlaczego zdecydował się pan na przemodelowanie urzędu?
Biura często realizowały zadania, które daleko wychodziły poza ich nazwę i strukturę. Dlatego trzeba było się temu uważniej przyjrzeć. I rzeczywiście, na wniosek całego zespołu służbę kontrolno-rozpoznawczą zmieniliśmy na Biuro Przeciwdziałania Zagrożeniom. Myślę, że to bardzo trafne, tak samo jak nazwa Biura Planowania Operacyjnego, Biura Edukacji. Lepiej oddaje zadania, którymi zajmują się te komórki. Zmiany miały też podkreślić to, że biura realizują zadania w skali całego kraju, a nie jedynie komendy, której są komórkami organizacyjnymi.
Czy wzorem Komendy Głównej PSP zostaną przeorganizowane komendy wojewódzkie PSP, komendy miejskie i powiatowe?
Po pierwsze w komendzie wojewódzkiej pojawi się poważna zmiana: trzeci zastępca komendanta wojewódzkiego, odpowiedzialny za kontakty z ochotniczymi strażami pożarnymi i za ochronę ludności. Wychodzimy naprzeciw kwestiom związanym z projektowanymi ustawami o OSP i o ochronie ludności. Uważam też, że powinny pojawić się zmiany w nazewnictwie i w organizacji komend wojewódzkich. W Komendzie Głównej wypracowaliśmy koncepcję, pokazaliśmy kierunki i myślę, że wszyscy komendanci wojewódzcy chętnie pójdą w tę stronę, ponieważ to poprawia jakość pracy i szybkość realizowania zadań.
Czyli za kilka miesięcy umawiamy się na kolejną rozmowę o zmianach?
Pozostaje jeszcze wiele tematów do unormowania, jak chociażby zasady finansowania szkół. To kuriozum, że strażacy muszą wciąż sami płacić za studia czy szkoły, do których zostali skierowani. Będziemy więc stopniowo rozwiązywali problemy, nad którymi nie pochylano się od lat. Nie ukrywam, że kosztuje mnie to wszystko trochę zdrowia. Z jednej strony otrzymuję dużo pozytywnych sygnałów i to dodaje skrzydeł. Z drugiej są też surowe oceny. Szkoda, że anonimowe. Nikomu głowy nie urwę – zachęcam do dyskusji, jawnej wymiany poglądów, proszę się nie chować za nickiem i nie wypisywać nieprawdy. I tak nikt w Internecie nie jest anonimowy. I jak powiadali moja babcia i dziadek, każda świeczka wieczora się doczeka. A dzban dopóty wodę nosi, dopóki ucho się nie urwie. Apeluję zatem o zdrowy rozsądek.
Rozmawiała Anna Łańduch
Źródło: Przegląd Pożarniczy